Facebook

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Po trupach do celu

"Nie wierzył nikt, wątpiło wielu, A Jarek na to po trupach do celu, po trupach do celu". Te słowa usłyszeliśmy kiedyś z ust duetu prowadzących "Poranny WF" na antenie Radia ZET, Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego. Wtedy to "wątpiło wielu" odnosiło się do tego, czy zmarłemu prezydentowi w ogóle należy się pochówek w Krakowie. Dziś, po 9 miesiącach od katastrofy, są kolejne wątpliwości, ale nie ze strony narodu, ale ze strony części rodzin ofiar.

Przynajmniej tej części reprezentowanej przez pana, za przeproszeniem, mecenasa Rogalskiego. Nie tak dawno mieliśmy okazję podziwiać panią Gosiewską i Wassermann, które ubolewały nad faktem, że nie wiedzą, co jest w trumnach, w której rzekomo leżą ich mężowie. Ucichło...

Obudził się natomiast z haju, wywołanego silnymi lekami uspokajającymi, Jarosław Kaczyński i w zmowie z hieną cmentarną, Rogalskim zgodnie twierdzą, że ciało Lecha Kaczyńskiego przywiezione do Polski, to nie to samo ciało, które Jarosław rozpoznał w Smoleńsku. Powodem wątpliwości podobno jest to, że "materiał dowodowy, który dotyczy tych wątpliwości nie był przekazywany przez stronę rosyjską w jednakowym czasie". To dlaczego nie w owym czasie mówiliście o tych wątpliwościach? Na miejscu byli funkcjonariusze BOR, którzy raczej wiedzieli, co filmowali. I jeżeli mecenas o filmie dowiaduje się dopiero z gazety, to należy poddać wątpliwości uwagę, jaką przykłada do wykonywania swoich zadań, reprezentując rodziny ofiar. Swoją drogą czy BOR ma obowiązek udostępniania materiałów operacyjnych komukolwiek poza prokuraturą prowadzącą śledztwo?

Kolejnym właściwym w tym miejscu pytaniem, byłoby to zadane przez Anitę Werner w "Faktach po Faktach" w TVN24:

- Dlaczego my dowiadujemy się o tym publicznie dopiero osiem miesięcy po katastrofie? - spytała Werner.

- To, że my w ogóle rozmawiamy o tym nie jest chyba do końca właściwe, dlatego, że jest to sprawa bardzo delikatna dla rodziny pana prezydenta - powiedział Rogalski.

Zatem jeżeli nie jest to właściwy temat do rozmowy i jest to tak delikatna sprawa, to co pajac Rogalski robi w tym programie? Każde pytanie zadane w jego kierunku jest natychmiast odbijane z usprawiedliwieniem, że to jest zbyt delikatna sprawa by o tym rozmawiać. No ja rozumiem, że facet promuje się w telewizji, ale niech jeszcze coś mówi, oprócz tego, że tylko tam wygląda, a i z tym u niego nie najlepiej. Sam już na wstępie programu wyjaśnił powód swojego odbijania piłeczki bez podpowiedzi:

- "Gazeta Wyborcza" po pierwsze manipuluje faktami oraz dowodami. I to jest rzecz podstawowa. Gdyby znała całość materiału dowodowego z całą pewnością artykuł wyglądałby inaczej - stwierdził mecenas Rogalski.

Nie chcąc się zniżać do poziomu "GW" unika komentowania treści artykułu. Nie lepiej wypadł, w kwestii wątpliwości co do zawartości trumny, Jarosław. Z pełnym przekonaniem i świadomością łamania przepisów, stwierdził:

- Mam podstawy - ale takie są w Polsce przepisy, że nie mogę głośno o tym mówić - żeby uznać, że w trakcie sekcji przeprowadzonej w Smoleńsku nie wszystkie części ciała, które tam były, należały do prezydenta Rzeczypospolitej - powiedział prezes PiS.

Rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, jak i mąż córki prezesa PiS - Marcin Dubieniecki (którego nazwisko, zaczęło po 10.04 być coraz częściej obecne w mediach), nie mieli za to absolutnie żadnych wątpliwości.

Zatem mamy remis.

---

Swoją drogą, zastanawialiście się nad tym, że prezydent leży w Krakowie, jego postawiony na życzenie Jarosława symboliczny grób znajduje się na Powązkach, a sam Jarosław każdego dziesiątego dnia miesiąca składa wieniec kwiatów pod Pałacem Prezydenckim?

niedziela, 12 grudnia 2010

Mam talent

Od razu na wstępie zaznaczam, że nie oglądałem ani jednej edycji. Widziałem za to występy finalistów. I zabolało mnie, co następuje:

Ona ma talent...

I on ma talent...



Wygrała ta pierwsza. A JA na ten temat mam do powiedzenia tyle: i co z tego?

Po pierwsze - nie dla niej ten repertuar. Dopiero co przestała na chleb mówić "pep" i już śpiewa "kocham cię życie". Czy może kochać życie ktoś, kto praktycznie dopiero je zaczyna, bo jeszcze nawet nie wkroczył w dorosłość i prawdziwego życia nie poznał, nie dojrzał? Wykonywanie takich utworów nie uczyni jej dojrzalszej. Choć może w tej chwili utożsamia się z tymi słowami, ale jeszcze nieraz będzie miała "pod górkę", bo na razie to ma "z górki".

Po drugie - wykonanie. Śpiewać można się nauczyć, wystarczy chcieć. Zaśpiewała to poprawnie, ale nie wniosła nic od siebie, po prostu nauczyła się śpiewać... Stała z mikrofonem w ręce bez jakichkolwiek emocji na twarzy. A dlaczego? Bo nie rozumie, o co chodzi, nauczyła się tekstu, melodii i wystąpiła, bo rodzice kazali. Dom się sypie, pieniądze do wygrania, idealna okazja. A ludzie płaczą jak bobry, ślą z litości SMS-y, bo małe dziecko zaśpiewało piosenkę gwiazdy.

Co innego Kamil. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony, jak usłyszałem, że wykonuje reggae. Wiadomo z czym to się kojarzy - ciuchy w kolorze żółtym, zielonym i czerwonym, Marycha, wyluzowany klimacik. Propagowanie w mediach gatunku muzyki, który związany z ruchem rastafarian niesie za sobą palenie jointów jakoś mi nie leżało. Ale jak zobaczyłem i usłyszałem - wgniotło mnie w fotel. To jest prawdziwy talent.

W odróżnieniu od Magdy, której udział w tym programie uważam za nieporozumienie, Kamil wziął się za barki z klasykiem w ogóle innego gatunki, interpretując go tak, jak mu podpowiada jego rastafariańska dusza. Zmierzył się z piosenką samego mistrza sześciu strun - Erica Claptona (fani Justina Biebera pewnie nawet o nim nie słyszeli, swoją drogą Magda jest w podobnej grupie wiekowej, a w USA mało kto, jeśli ktokolwiek, wie kim jest Edyta Geppert). On tymczasem wykonał to, jakby w ogóle na nim nie ciążyła odpowiedzialność za to, że może zostać zjechany od stóp do głów za przeróbkę Claptona. Totalny luz i spontan. Włożył w to część siebie, swoich emocji i od pierwszych sekund wystąpienia porwał widzów, którzy zaczęli klaskać. Jakiej trzeba odwagi by zdobyć się na coś takiego przed milionami widzów!

A co robić przy wykonaniu Magdy, płakać do jej smutno brzmiącego głosu? Fakt, że obie piosenki łączy melancholijny nastrój, ale dajcie Kamilowi piosenkę Edyty do zaśpiewania, a na pewno nie usłyszycie jej tak, jak została zaaranżowana pierwotnie.

Podsumowując:

Magda umie poprawnie nauczyć się tekstu, melodii, i nie prezentuje sobą nic poza tym. Dojrzałość nie polega na śpiewaniu piosenek dorosłych ludzi tak, jak palenie papierosów, przeklinanie, czy picie wódki za szczeniaka.

Kamil umie śpiewać, włożyć w to kawał swojego serca i stworzyć coś, czego nikt jeszcze nigdy nie słyszał. I to on powinien wygrać tą edycję.

Aha.... Spytasz: dlaczego nie wygrał? Przecież był lepszy.
To teraz ja zapytam: Wysłałeś/aś SMS-a na Kamila? Nie? No to TY zawaliłeś/aś mu finał. (To pytanie kieruję również do siebie, odpowiedzi już sobie udzieliłem)

Trzymajcie się, talenty ;)

czwartek, 18 listopada 2010

Na zdrowie

"Na zdrowie"

Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale -
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!

Słowa oczywiście Jana Kochanowskiego. Każdy człowiek zdrowy powinien cenić swoją kondycję. Niestety ludzie mają to do siebie, że doceniają dopiero coś, co stracą. A ludzie opluwający wrogów za życia, cenią ich dopiero po śmierci, co moim zdaniem zakrawa na totalną obłudę. Ale dziś nie o tym.

Dziś, jak w tytule i wstępie - o zdrowiu, nawet o życiu. Bo jednak uważam, że ponad zdrowiem jest jeszcze życie. Można się urodzić chorym, a można nie dostać szansy urodzenia się w ogóle, gdy choroba zostanie wykryta jeszcze w łonie matki. Na szczęście ostatnie słowo należy do rodziców i dzięki ich determinacji, samozaparciu i przede wszystkim przeogromnej wierze w końcowy sukces wciąż walczą o życie swoich maluchów, i liczą na naszą pomoc.

Maks po pierwszej operacji serca, którą przeszedł w Monachium (bo u nas ginekolog już zalecił aborcję), może cieszyć się życiem, ale na stół operacyjny będzie musiał trafić jeszcze dwa razy. Więcej na tej stronie.

Kalina (więcej na jej temat o tutaj) również nadal żyje, i wciąż ma szansę widzieć chociaż na jedno oko. Dla większości z nas byłoby to kalectwem, ale weźcie pod uwagę, że w krainie ślepych jednooki jest królem. W tym przypadku królową, która również leczy się za granicą, bo w Polsce pozbawiono by ją obu oczu.

No niestety, żyjemy w kraju, gdzie ludzie, z których bez żadnego "ale" zdziera się pieniądze na finansowanie NFZ, są odsyłani na leczenie, czy nawet głupie badania diagnostyczne, w odległych terminach, których mogliby nie dożyć. Natomiast ludzie zdrowi, którzy co prawda przyczyniają się do ratowania tych chorych, na przykład oddając im krew, są obsługiwani bez oczekiwania. Zdrowie i życie człowieka z najwyższych wartości zostało spłycone do materialnego poziomu, przedmiotu, którym państwo obraca, jak mu na to budżet (do którego my sami się dokładamy) pozwala. Życie ludzkie zostało - z wartości, jaką każdy z nas nadaje swojej egzystencji - takim samym towarem, jak ziemniaki u pani Jadzi u mnie na osiedlu.

Jak komuś zależy na zdrowiu lub życiu, musi wykładać dodatkowe pieniądze na prywatne leczenie. Inaczej czeka okaleczenie, albo śmierć, bo czeka się w kolejkach tworzonych nie według potrzeb, a według zasobności kasy w NFZ i kolejności zapisu na badania/zabiegi/operacje. Absurd? Ba! Nawet żeby mieć miejsce po śmierci, trzeba zapłacić za "działkę" na cmentarzu...

I to mnie najbardziej w tej chwili boli. Niefizycznie niestety...

wtorek, 2 listopada 2010

Festum Omnium Sanctorum

Trochę bluźnierczo na początek...
Wszystkich Świętych, (łac. festum omnium sanctorum) – rzymskokatolicka uroczystość (część innych kościołów również ją uznaje, w tym anglikański i wiele z luterańskich) obchodzona w Polsce 1 listopada ku czci wszystkich znanych i nieznanych świętych.

Święto to wywodzi się najprawdopodobniej z celtyckiego święta Samhain, które obchodzone było mniej więcej w tym samym czasie i również związane było ze zmarłymi.

A jutro (choć może i dziś, zależy kiedy skończę tego posta) przypadają Zaduszki, czyli kolejne święto chrześcijańskie, zapożyczone z innych wierzeń. Tym razem pogańskich, które ów dzień zwykły nazywać Dziady. Ciekawe, czy ktoś tym dziadom kazał spieprzać, skoro zmieniono nazwę. Mniejsza o to...

A teraz nieco refleksji...

Tradycja nakazuje tego dnia wybrać się na groby bliskich, lub też i dalszych, jak kto woli, i zapalić znicz ku pamięci. Na wszystkim dobrze znanym 96 grobach pojawiły się na pewno dziesiątki zniczy. Lecz są osoby, które nie mają pewności, czy zapaliły znicze tam, gdzie faktycznie leżą ich bliscy. Stan ten pozwoli zbadać ekshumacja.

Jeżeli właśnie coś spożywacie czytając mojego bloga, to przepraszam, ale jak myślicie - co może zostać z ciała znajdującego się wewnątrz rozerwanego siłą uderzenia o ziemię metalowego kolosa ważącego kilkadziesiąt ton?

Pytanie równie skomplikowane, co wyobrażenie sobie tego widoku, ale podejrzewam, że w Smoleńskim lesie leżą dosłownie strzępki DNA ludzi, którzy tam poginęli. Nie mogło być mowy o sprowadzeniu do Polski kompletnych ciał ofiar katastrofy.

Ale chociaż przez chwilę każdy zainteresowany ciągiem wydarzeń zapoczątkowanych tragedią przekonał się, jak wygląda Pani G. i Pani W. Naprawdę, zaistnieć można nie tylko wykorzystując tragedie bliskich.

I to na dziś by było wszystko

Podsumowując, odpowiedzcie sobie na pytanie:
Czy nie lepiej czasem żyć w nieświadomości przed nawet najstraszniejszą prawdą, jaka by miała was spotkać w życiu?

piątek, 22 października 2010

Biedne polskie blogi

Prezes JK i jego naczelni wazeliniarze najwyraźniej nie są w stanie przełknąć gorzkiej pigułki prawdy, którą serwują im internauci...

LINK: PiS chce pilnować internetu. Powoła specjalny zespół

Szumne zapowiedzi okażą się w praktyce bezskuteczne. Bo powiedzmy, że przyczepią się do grupy Platformy Obywatelskiej na Facebooku. I co im mogą zrobić? Nic. Na Facebooku obowiązuje amerykańskie prawo, bo serwery są w USA, podobnie jak serwer Bloggera, z którego treść na moim koncie właśnie czytasz. W świetle tego samego przepisu, że w Internecie obowiązuje prawo kraju, gdzie zlokalizowany jest serwer, można legalnie pobierać z Rosji filmy udostępnione na zasadzie Public Domain. To nic, że po rosyjsku, albo z rosyjskim lektorem, jest w tym walor edukacyjny chociaż. Od czego są napisy? :).

Inna sprawa, że próba cenzurowania internetu przez urzędników może skończyć się wymierzoną przeciw nim cyberwojną. Dawno to zaistniało zagrożenie w postaci robaka, który miał pierwotnie zaatakować systemy SCADA ukraińskich elektrowni atomowych? To zbyt niebezpieczne, żeby dla zaspokojenia swojej rządy władzy i chęci wymazania z Internetu opinii na temat swojego wizerunku, na który tak ciężko się pracowało, narażać infrastrukturę informatyczną kraju.

Tak więc PIS(S) OFF!

czwartek, 21 października 2010

In-vitro

Dla niezorientowanych (choć zakładam, że nie powinni tego czytać tacy) szybka definicja, a właściwie sposób powstawania "dziecka z probówki":

Potrzebne są:
- nasienie od ojca
- komórka jajowa matki biologicznej
- grupa naukowców, którzy sztucznie połączą w/w i rozmnożą kilka zarodków
- matka, która urodzi dziecko
- (opcjonalnie) rodzice nowo narodzonego dziecka

A tak to się robi:
- pobiera się komórki od mężczyzny i kobiety (która po kuracji farmakologicznej jest w stanie wyprodukować ich więcej niż jedną)
- w laboratorium łączy się w zygotę
- zygota jest następnie rozmnażana i z każdej powstaje zarodek

- zarodki nie nadające się do dalszego rozwoju, ze względu na stwierdzone wady genetyczne są, mówiąc bez ogródek, likwidowane

- jeden z zarodków jest wszczepiany matce, która od tej pory jest nosicielką ciąży zainicjowanej zewnętrznym zapłodnieniem; dziecko przychodzi na świat w wyniku zwykłego porodu po 9 miesiącach

Tak to mniej więcej się przedstawia. A teraz do rzeczy, czyli co mnie w tym boli - głównie pretensje środowisk katolickich co do zgody in vitro z etyką.

Zabijanie. Podstawowy argument przeciw in-vitro. Chodziło o to, że giną zapłodnione żywe, komórki, a więc poczęte, ale nienarodzone jeszcze dzieci, których to tak broni kościół. Ich łatwiej bronić, bo wystarczy trochę pokrzyczeć, zaszantażować (brak chrztu, ślubu itp). Nad narodzonymi łatwiej się pochylić ze słowami "módlmy się", a jeszcze lepiej wykorzystać, za Snickersa. Narodzony człowiek z czasem ma coraz więcej do powiedzenia i o ile w porę nie zrobi mu się prania mózgu, staje się niewygodny dla kościoła.

A niewygodny dla kościoła człowiek, to człowiek myślący samodzielnie, lubiący zadawać pytania typu: czy ksiądz wie, ile on sam średnio zrzuca naskórka w ciągu życia? 19 kilogramów! Ile to było kiedyś żywych komórek... Ludobójstwo, podobnie jak kobieta wypluwająca nasienie po zaspokojeniu mężczyzny oralnie jest morderczynią (bo gdyby połknęła, byłaby kanibalem). Niestety według kościoła pojedyncza komórka nie jest człowiekiem. A wracając do zabijania kompletnych zygot - czy człowiek, który je stworzył nie powinien mieć moralnie prawa do zabicia stworzonej przez siebie istoty? Jest jej panem, dokładnie tak samo, jak Bóg, do którego wierni zwracają się "Panie". Gdy umiera człowiek wierzący, często słyszy się, że "Bóg tak chciał" (co, tak na marginesie, w przypadku tragicznych śmierci jest obłudą do kwadratu). Niech więc zabicie zygoty będzie podyktowane tym, że "człowiek tak chciał", zwłaszcza że sztucznie stworzona zygota powstaje bez udziału Boga (bo nie powstała w wyniku aktu płciowego, będącego przejawem miłości kobiety i mężczyzny, a tylko takie poczęcie "podoba się Bogu"). Po co wpychać na siłę religię do nauki? Kościół to usilnie robi, szukając argumentów przeciw in vitro. Oto i kolejny.

Ustalenie rodzicielstwa. Kim są zdaniem kościoła rodzice dziecka "z probówki"? Ojcem jest dawca nasienia - bez wątpienia jedna osoba. Z matką sprawa jest bardziej skomplikowana - bezpłodna matka, pragnąca mieć dziecko;matka nosicielka, której zadaniem jest wydanie na świat potomka, i opcjonalna - zastępcza, która będzie miała znaczenie w przypadku, gdy matka nosicielka nie zgodzi się na zabicie pozostałych zygot.

Z rodzicielstwem dziecka poczętego "po bożemu" sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Ojcowie: biologiczny, chrzestny, Bóg Ojciec (ewentualnie wszystkie 3 osoby boskie), Ojciec Święty zwany Papieżem. Matki: biologiczna, chrzestna.

Podsumowując, żeby się nie zgubić:

In vitro: dwie lub trzy matki, jeden ojciec, który w dodatku często pozostaje anonimowy, jeśli nasienie przekazuje specjalny bank je przechowujący.

Naturalne poczęcie: dwie matki, od 4 do 6 ojców, z których w jednego (a nawet jego 3 osoby) musisz wierzyć, inaczej spłoniesz w piekle, a drugi jest wybierany w drodze pontyfikatu.

Proponuję więc najpierw usunąć belkę z własnego oka, zanim się dostrzeże drzazgę w cudzym.

Pozdrawiam

AKTUALIZACJA!

LINK: Komentarz pierwszej ateistki RP - prof. Joanny Senyszyn

niedziela, 10 października 2010

Niedzielnie

Zgodnie z tytułem bloga, boli mnie kolejna sprawa. Tym razem krzyż. Bynajmniej nie ten, podtrzymujący moją część ciała na cztery litery, którą nieraz żal ściska, jak się wiadomości czyta. Boli mnie sprawa krzyża, którego temat powstał jakieś pół roku temu, czyli po katastrofie smoleńskiej. Myślałem, że już po sprawie i nie będzie o czym pisać, myliłem się...

Patrząc na plac prezydencki da się zauważyć, jak to określił ktoś z grupy mianującej się "obrońcy krzyża", że "tu był krzyż, a teraz go nie ma". Postawiony przez grupkę harcerzy miał upamiętniać katastrofę z 10 kwietnia. A okazało się, że służył do daleko posuniętych zagrywek politycznych na linii PO - PiS.

Prezydent Bronisław Komorowski po objęciu urzędu postanowił zrobić z tym porządek i przenieść krzyż w bardziej odpowiednie miejsce. Zamiast krzyża w miejscu zgromadzeń została wmurowana tablica. Tłum domagał się upamiętnienia z inicjatywy ekipy rządzącej - to ma. Z tym, że nie sprecyzowano co ma upamiętniać, a tablica na fasadzie pałacu nie upamiętnia de facto ofiar, a fakt gromadzenia się w tym miejscu pogrążonych w żałobie obywateli ("narodu", jak o sobie mówią). Jest tablica? Jest, więc o co chodzi? Zagranie w 10, PiS tym sposobem stracił wszelkie argumenty, że nie dopełniono obowiązku upamiętnienia tragedii. A tak właśnie było - w dodatku zgodnie z prawem, bo krzyż harcerze ustawili bez jakiegokolwiek pozwolenia. Co więcej - czy widzieliście kiedykolwiek krzyż w miejscu pracy kolegi/koleżanki, który z dnia na dzień tragicznie umiera? Ktoś się zbierał pod firmą z tej okazji? No czysta farsa. Ludzie nadal tam tłumnie stoją, przyszli z nowym krzyżem, krzyczą... A niech odstawiają te swoje szopki - do pierwszych mrozów.

Jednak nadal coś nie tak. Wciąż PiSowskie psy szczekają, a karawana jedzie dalej. Powstaje pomysł wmurowania drugiej tablicy. W katedrze polowej w Warszawie tym razem. Tablica z ziemią smoleńską i nazwiskami tragicznie "poległych" posłów. Niby wszystko dobrze, ale podczas tworzenia napisów w jednym nazwisku wkradła się literówka. Profanacja. Ale chociaż jest to już właściwszy sposób upamiętnienia. Padły zapowiedzi dalszego wznoszenia pomników upamiętniających katastrofę w innych miejscach. Nastroje społeczne nadal mocno napięte, ale rząd wreszcie wrócił do swoich właściwych obowiązków. Choć nie wiadomo kiedy, a były już takie głosy, komuś strzeli do głowy pomysł zmian nazwy ulic na nazwane od ofiar katastrofy. A wtedy zacznie się lawina aktualizacji adresów na dowodach, rachunkach itp. Wszystko na koszt podatnika, który chcąc-niechcąc jest zmuszany to do żałoby, to do ponoszenia konsekwencji decyzji władz państwowych, które za wszelką cenę chce wynieść jak najwyżej człowieka, który tak naprawdę więcej przyniósł Polsce wstydu, niż pożytku. Od momentu zaprzysiężenia na urząd prezydenta, rządził nami i wyleciał do Smoleńska kartofel, kurdupel, Irasaid, Borubar i alkoholik, a wrócił prezydent, mąż
stanu, patriota... KTO PODMIENIŁ CIAŁO?

Dziś mija kolejny miesiąc od katastrofy. Przyzwoitość nakazywałaby osobiście odwiedzić grób zmarłego. Tymczasem dziś, jak i w poprzednich miesiącach każdego 10 dnia, Jarosław nawet nie raczył pofatygować się do Krakowa, by złożyć kwiaty przy grobie. Za to pojawił się w miejscu, gdzie do niedawna stał krzyż i tam złożył wieniec. Rozumiem, że to w ramach polityki taniego państwa, by oszczędzić na wyjeździe. No i przy okazji pokazać się przed kamerami ciągle śledzącymi zamieszanie na placu, które to kamery nie zawsze pokazują faktyczny stan rzeczy (patrz "Solidarni 2010" Pospieszalskiego).

I tak Polska trwa w podziale od pół roku, a księża, którzy zwykle zaglądają nam do łóżek, wypowiadają się w sprawie aborcji, eutanazji i innych kwestii życia, byle by to nie była ochrona zdrowego, żyjącego człowieka - milczą. Nie są w stanie wypowiedzieć się w sprawie symbolu religii, której uczą. Ale największy kościół, czy najwyższy pomnik Jezusa na świecie chce się mieć. Ba!

Podsumowując:
Dopóki chętnych na cokoły nie ma zbyt wielu kandydatów (...) - przetrwamy

W. Młynarski.

środa, 6 października 2010

W sprawie dopalaczy - debile.

Temat na topie, no to jak tu nie wtrącić od siebie przysłowiowych "trzech groszy". Pozwolę sobie na metaforyczne ujęcie, a następnie własną całkowicie obiektywną ocenę trzech różnych punktów widzenia środowisk zaangażowanych w temat:

1. Właściciel sieci - "Sprzedam trochę dragów debilnym małolatom, wykorzystując lukę w prawie, że mogę sprzedawać legalnie przedmioty kolekcjonerskie... Oni wiedząc, że to zamiennik narkotyków, tylko pod inną nazwą, będą kupować i brać i dołączą do grona nałogowców, a ja strzepię na nich niezłą kasę. Co za cioty..."

2. Kopacz (w imieniu rządu Tuska): "Ten cwaniak zarabia, niszcząc zdrowie młodym ludziom. On jest naszym przeciwnikiem."

3. Zbulwersowani użytkownicy dopalaczy o działaniach rządu: "***** *********, jak oni ***** mogą to pozamykać, toć to ***** bezprawie, do ***** pana, pedały ******"

4. Zwykli szarzy obywatele przeciwni dopalaczom - patrz pkt. 2.

Co jest nie tak, a co w porządku jeśli chodzi o w/w stanowiska różnych stron?

Ad 1. Nic dodać, nic ująć. 100% racji. Odkąd istnieje system monetarny bogacą się najsprytniejsi, przeważnie ci, którzy potrafią od siebie uzależnić innych, przeważnie nie grzeszących intelektem. Reszta to samowystarczalne wyjątki. EOT.

Ad 2. A producenci wódki i papierosów nie są waszym przeciwnikiem? Ach tak, zapomniałem, że to zalegalizowaliście, obciążyliście dodatkowym sztucznym kosztem (akcyza, VAT) i sami na tym zarabiacie, więc to jest dobre. Niedobre natomiast jest to, że dopalaczy akcyza nie dotyczy. W wódce i papierosach znów dobre jest to, że od nich nie od razu się umiera - dużo liści tytoniu trzeba wypalić, i hektolitry wódki wypić, by pojawiły się komplikacje. Zapomnieliście o raku płuc i marskości wątroby? Widocznie tak, bo tacy klienci długo żyją i dużo kasy można zbić na ich nałogach. Po dopalaczach ostatnio ludzie umierają niemalże natychmiast i już więcej na nich się nie zarobi. Co więcej - zabójczy "Tajfun" wycofany został ze sklepów. A wódka i papierosy dalej są dostępne. Podsumowując - hipokryzja. Ale jak pokazuje historia, rząd jest w stanie wcisnąć obywatelom każdą ciemnotę w trosce o tzw. bezpieczeństwo. A ci im wierzą, mało tego - wybiorą im podobnych oszołomów na kolejną kadencję. Jak to ujął Bratko - "debile".

W tym miejscu może wspomnę, że piszę tego posta pod słabnącym wpływem kofeinowego dopalacza zwanego potocznie kawą. I tak idąc tropem rządu może też powinna być zakazana, wszakże 160 filiżanek kawy ZABIJA.

Ad 3. Znów ciśnie się na usta to, co powiedział Bratko - "debile". Ja wychodzę z założenia, że wszystkiego trzeba w życiu spróbować, ale są mniej trujące przyjemności.

Ad 4. No pomyślcie - jak inaczej ludzie, którzy nie biorą, nazwą tych co biorą? De... de... debi... TAK! Debile.... Skoro na to wpadliście, to może takimi skrajnymi debilami jednak nie jesteście, nawet jeśli bierzecie. Wy możecie brać bezpiecznie.

Podsumowując - debile i tak będą brać to, co ich otumania bez względu na to, czy będzie to legalne, czy nie. Niejeden jeszcze się przy tym zaćpa na śmierć i całe władze państwowe mogą stanąć na głowie niszcząc próby ominięcia prawa, kończące się legalnym dopuszczeniem narkotyków do obiegu. A póki nie chcą tego zrobić, lepiej niech się wezmą za skuteczne zwalczanie podziemia narkotykowego. Swoją drogą, ciekawe, która opcja bardziej uspokoi nastroje społeczne...

Pozdrawiam trzeźwo

Ł. W.

środa, 29 września 2010

Wolność słowa w państwie demokratycznym

Odnośnie listu Jarosława K. do ambasadorów.

Niby można mówić i pisać co się chce, ale niech to odbywa się w granicach rozsądku, a już na pewno nie na szczeblu międzypaństwowym. Poniżej znajduje się pewna analogia, której autora niestety nie jestem w stanie skojarzyć, niemniej jednak jej treść i sens dają do myślenia, otóż:

Opinia (racja) jest jak dupa - każdy ma swoją, ale to nie znaczy, że powinien ją pokazywać publicznie bez wystawiania się na pośmiewisko.

niedziela, 19 września 2010

Słowo wstępu

Przeglądając dzisiaj Onet, pomyślałem sobie, że po co ja właściwie mam wdawać się w dyskusje z ludźmi piszącymi ewidentne głupoty w komentarzach pod artykułami, skoro mogę efekty swoich przemyśleń publikować zupełnie niezależnie. Obowiązuje więc tu wolność słowa, wyznania i poglądów w pełnym tego słowa znaczeniu.

Ponadto treść tego bloga wolna jest (i będzie) od poglądów politycznych, czy religijnych moderatora na onecie, który puszcza, lub nie, moje komentarze pisane w odpowiedzi na to, co tam ludzie wypisują. A wypisują takie głupoty, że nie sposób przejść obok tego obojętnie. Już nawet mam pewną w miarę świeżą sytuację. Tu nawet mam więcej miejsca na wypisanie się. Dobrą okazją byłby cały cyrk z krzyżem i upamiętnieniem ofiar. Zobaczymy co się jeszcze wydarzy. Na pewno coś wartego skomentowania.

--

Ostatnio wdałem się w dyskusję pod artykułem, w którym poruszony został temat orientacji seksualnej człowieka. Chodziło konkretnie o jej leczenie. Zdesperowany młodzieniec napisał list, że zauważa u siebie pociąg do kolegów, pytając jednocześnie, czy można to u niego wyleczyć? Odpowiedział mu Pan, z całym szacunkiem doktor, Andrzej Depko (widzowie programu "Bez Tabu" z WPTv powinni go kojarzyć, choć pewnie bardziej przyglądali się pani prowadzącej, to tak nawiasem mówiąc). I tenże Pan stwierdził, co następuje (cytat):

"Przyczyny rozwoju orientacji homoseksualnej są bardzo zróżnicowane
i obejmują: czynniki biologiczne, rodzinne osobowościowe, sytuacyjne, środowiskowe
lub są mechanizmem obronnym (ucieczka w homoseksualizm).
Nie będę rozwijał w tym miejscu szczegółowo wszystkich determinant."

Warto w tym miejscu zwrócić na ostatnie zdanie, bo być może Pan doktor pominął to, co ostatnio odkryto. Skoro ktoś tytułuje siebie doktorem seksuologii, to zakładam, że z doniesieniami naukowymi z tej dziedziny jest na bieżąco. A ostatnio odkryto, że - uwaga - mysz poddana modyfikacji jednego genu zmienia orientację seksualną! Czyżby profesor, mniej lub bardziej świadomie, pominął to, wymieniając czynniki wpływające na rozwój orientacji homoseksualnej? Sądzę, że grono naukowców jest bardziej wiarygodnym źródłem wiedzy w jakimkolwiek zakresie. Poza tym, czy skoro jest to warunkowane genetycznie i nie jest kwalifikowane jako niepełnosprawność, czy inna choroba utrudniająca samodzielną egzystencję (np. zespół Downa, Alzheimera), to czy powinniśmy to leczyć?

Genetycznie uwarunkowane jest również to czy człowiek jest lewo-, lub praworęczny. Mój tata jest praworęczny, ja i mama - leworęczni. Mamy się leczyć z tego powodu? Nie sądzę. Tego typu cech genetycznych się po prostu nie leczy. Wyjdźmy i wykrzyczmy ludziom, że:

My ludzie leworęczni domagamy się poręczy na schodach po lewej stronie, przestawcie nam kierownice w aucie (i przy okazji ruch drogowy), zakładajcie struny w gitarze na lewą rękę, czy też przemontujcie drzwi z lewych na prawe!

A wy - praworęczni - będziecie nam podawać lewą rękę na przywitanie!!!

Większego absurdu nie jestem w stanie wymyślić. Ale tak samo absurdalnie to wygląda ze strony homoseksualistów. Organizowane są publiczne demonstracje, chronione przez policję finansowaną z pieniędzy podatnika. Dzieci patrzą, biorą przykład, a potem mają pretensje do całego świata, że nie są społecznie akceptowalni. Może ja się obrażę na cały świat, bo muszę trzymać gitarę prawą ręką? Nie! Po prostu biorę ją w prawą i się uczę grać.

Na koniec mam dwie rady, pierwszą do katolików zabierających głos w sprawie i podważających wiarygodność wiedzy naukowej, i drugą - do innych homoseksualistów :

1 rada, apel - Katoliku, nie wypowiadaj się, bo mówiąc o tzw. dowodach naukowych brzmisz jak etiopskie dziecko z opuchlizną głodową wypowiadające się na temat holenderskiej wołowiny. Zamiast Biblii lepiej użyj Google i wpisz "gen orientacji seksualnej". Pozdrawiam

Powyższe tyczy się również komentowania innych dokonań naukowych przez środowiska zbliżone do Katolickich.

2 rada - Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one

Pozdrawiam