Facebook

piątek, 22 października 2010

Biedne polskie blogi

Prezes JK i jego naczelni wazeliniarze najwyraźniej nie są w stanie przełknąć gorzkiej pigułki prawdy, którą serwują im internauci...

LINK: PiS chce pilnować internetu. Powoła specjalny zespół

Szumne zapowiedzi okażą się w praktyce bezskuteczne. Bo powiedzmy, że przyczepią się do grupy Platformy Obywatelskiej na Facebooku. I co im mogą zrobić? Nic. Na Facebooku obowiązuje amerykańskie prawo, bo serwery są w USA, podobnie jak serwer Bloggera, z którego treść na moim koncie właśnie czytasz. W świetle tego samego przepisu, że w Internecie obowiązuje prawo kraju, gdzie zlokalizowany jest serwer, można legalnie pobierać z Rosji filmy udostępnione na zasadzie Public Domain. To nic, że po rosyjsku, albo z rosyjskim lektorem, jest w tym walor edukacyjny chociaż. Od czego są napisy? :).

Inna sprawa, że próba cenzurowania internetu przez urzędników może skończyć się wymierzoną przeciw nim cyberwojną. Dawno to zaistniało zagrożenie w postaci robaka, który miał pierwotnie zaatakować systemy SCADA ukraińskich elektrowni atomowych? To zbyt niebezpieczne, żeby dla zaspokojenia swojej rządy władzy i chęci wymazania z Internetu opinii na temat swojego wizerunku, na który tak ciężko się pracowało, narażać infrastrukturę informatyczną kraju.

Tak więc PIS(S) OFF!

czwartek, 21 października 2010

In-vitro

Dla niezorientowanych (choć zakładam, że nie powinni tego czytać tacy) szybka definicja, a właściwie sposób powstawania "dziecka z probówki":

Potrzebne są:
- nasienie od ojca
- komórka jajowa matki biologicznej
- grupa naukowców, którzy sztucznie połączą w/w i rozmnożą kilka zarodków
- matka, która urodzi dziecko
- (opcjonalnie) rodzice nowo narodzonego dziecka

A tak to się robi:
- pobiera się komórki od mężczyzny i kobiety (która po kuracji farmakologicznej jest w stanie wyprodukować ich więcej niż jedną)
- w laboratorium łączy się w zygotę
- zygota jest następnie rozmnażana i z każdej powstaje zarodek

- zarodki nie nadające się do dalszego rozwoju, ze względu na stwierdzone wady genetyczne są, mówiąc bez ogródek, likwidowane

- jeden z zarodków jest wszczepiany matce, która od tej pory jest nosicielką ciąży zainicjowanej zewnętrznym zapłodnieniem; dziecko przychodzi na świat w wyniku zwykłego porodu po 9 miesiącach

Tak to mniej więcej się przedstawia. A teraz do rzeczy, czyli co mnie w tym boli - głównie pretensje środowisk katolickich co do zgody in vitro z etyką.

Zabijanie. Podstawowy argument przeciw in-vitro. Chodziło o to, że giną zapłodnione żywe, komórki, a więc poczęte, ale nienarodzone jeszcze dzieci, których to tak broni kościół. Ich łatwiej bronić, bo wystarczy trochę pokrzyczeć, zaszantażować (brak chrztu, ślubu itp). Nad narodzonymi łatwiej się pochylić ze słowami "módlmy się", a jeszcze lepiej wykorzystać, za Snickersa. Narodzony człowiek z czasem ma coraz więcej do powiedzenia i o ile w porę nie zrobi mu się prania mózgu, staje się niewygodny dla kościoła.

A niewygodny dla kościoła człowiek, to człowiek myślący samodzielnie, lubiący zadawać pytania typu: czy ksiądz wie, ile on sam średnio zrzuca naskórka w ciągu życia? 19 kilogramów! Ile to było kiedyś żywych komórek... Ludobójstwo, podobnie jak kobieta wypluwająca nasienie po zaspokojeniu mężczyzny oralnie jest morderczynią (bo gdyby połknęła, byłaby kanibalem). Niestety według kościoła pojedyncza komórka nie jest człowiekiem. A wracając do zabijania kompletnych zygot - czy człowiek, który je stworzył nie powinien mieć moralnie prawa do zabicia stworzonej przez siebie istoty? Jest jej panem, dokładnie tak samo, jak Bóg, do którego wierni zwracają się "Panie". Gdy umiera człowiek wierzący, często słyszy się, że "Bóg tak chciał" (co, tak na marginesie, w przypadku tragicznych śmierci jest obłudą do kwadratu). Niech więc zabicie zygoty będzie podyktowane tym, że "człowiek tak chciał", zwłaszcza że sztucznie stworzona zygota powstaje bez udziału Boga (bo nie powstała w wyniku aktu płciowego, będącego przejawem miłości kobiety i mężczyzny, a tylko takie poczęcie "podoba się Bogu"). Po co wpychać na siłę religię do nauki? Kościół to usilnie robi, szukając argumentów przeciw in vitro. Oto i kolejny.

Ustalenie rodzicielstwa. Kim są zdaniem kościoła rodzice dziecka "z probówki"? Ojcem jest dawca nasienia - bez wątpienia jedna osoba. Z matką sprawa jest bardziej skomplikowana - bezpłodna matka, pragnąca mieć dziecko;matka nosicielka, której zadaniem jest wydanie na świat potomka, i opcjonalna - zastępcza, która będzie miała znaczenie w przypadku, gdy matka nosicielka nie zgodzi się na zabicie pozostałych zygot.

Z rodzicielstwem dziecka poczętego "po bożemu" sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Ojcowie: biologiczny, chrzestny, Bóg Ojciec (ewentualnie wszystkie 3 osoby boskie), Ojciec Święty zwany Papieżem. Matki: biologiczna, chrzestna.

Podsumowując, żeby się nie zgubić:

In vitro: dwie lub trzy matki, jeden ojciec, który w dodatku często pozostaje anonimowy, jeśli nasienie przekazuje specjalny bank je przechowujący.

Naturalne poczęcie: dwie matki, od 4 do 6 ojców, z których w jednego (a nawet jego 3 osoby) musisz wierzyć, inaczej spłoniesz w piekle, a drugi jest wybierany w drodze pontyfikatu.

Proponuję więc najpierw usunąć belkę z własnego oka, zanim się dostrzeże drzazgę w cudzym.

Pozdrawiam

AKTUALIZACJA!

LINK: Komentarz pierwszej ateistki RP - prof. Joanny Senyszyn

niedziela, 10 października 2010

Niedzielnie

Zgodnie z tytułem bloga, boli mnie kolejna sprawa. Tym razem krzyż. Bynajmniej nie ten, podtrzymujący moją część ciała na cztery litery, którą nieraz żal ściska, jak się wiadomości czyta. Boli mnie sprawa krzyża, którego temat powstał jakieś pół roku temu, czyli po katastrofie smoleńskiej. Myślałem, że już po sprawie i nie będzie o czym pisać, myliłem się...

Patrząc na plac prezydencki da się zauważyć, jak to określił ktoś z grupy mianującej się "obrońcy krzyża", że "tu był krzyż, a teraz go nie ma". Postawiony przez grupkę harcerzy miał upamiętniać katastrofę z 10 kwietnia. A okazało się, że służył do daleko posuniętych zagrywek politycznych na linii PO - PiS.

Prezydent Bronisław Komorowski po objęciu urzędu postanowił zrobić z tym porządek i przenieść krzyż w bardziej odpowiednie miejsce. Zamiast krzyża w miejscu zgromadzeń została wmurowana tablica. Tłum domagał się upamiętnienia z inicjatywy ekipy rządzącej - to ma. Z tym, że nie sprecyzowano co ma upamiętniać, a tablica na fasadzie pałacu nie upamiętnia de facto ofiar, a fakt gromadzenia się w tym miejscu pogrążonych w żałobie obywateli ("narodu", jak o sobie mówią). Jest tablica? Jest, więc o co chodzi? Zagranie w 10, PiS tym sposobem stracił wszelkie argumenty, że nie dopełniono obowiązku upamiętnienia tragedii. A tak właśnie było - w dodatku zgodnie z prawem, bo krzyż harcerze ustawili bez jakiegokolwiek pozwolenia. Co więcej - czy widzieliście kiedykolwiek krzyż w miejscu pracy kolegi/koleżanki, który z dnia na dzień tragicznie umiera? Ktoś się zbierał pod firmą z tej okazji? No czysta farsa. Ludzie nadal tam tłumnie stoją, przyszli z nowym krzyżem, krzyczą... A niech odstawiają te swoje szopki - do pierwszych mrozów.

Jednak nadal coś nie tak. Wciąż PiSowskie psy szczekają, a karawana jedzie dalej. Powstaje pomysł wmurowania drugiej tablicy. W katedrze polowej w Warszawie tym razem. Tablica z ziemią smoleńską i nazwiskami tragicznie "poległych" posłów. Niby wszystko dobrze, ale podczas tworzenia napisów w jednym nazwisku wkradła się literówka. Profanacja. Ale chociaż jest to już właściwszy sposób upamiętnienia. Padły zapowiedzi dalszego wznoszenia pomników upamiętniających katastrofę w innych miejscach. Nastroje społeczne nadal mocno napięte, ale rząd wreszcie wrócił do swoich właściwych obowiązków. Choć nie wiadomo kiedy, a były już takie głosy, komuś strzeli do głowy pomysł zmian nazwy ulic na nazwane od ofiar katastrofy. A wtedy zacznie się lawina aktualizacji adresów na dowodach, rachunkach itp. Wszystko na koszt podatnika, który chcąc-niechcąc jest zmuszany to do żałoby, to do ponoszenia konsekwencji decyzji władz państwowych, które za wszelką cenę chce wynieść jak najwyżej człowieka, który tak naprawdę więcej przyniósł Polsce wstydu, niż pożytku. Od momentu zaprzysiężenia na urząd prezydenta, rządził nami i wyleciał do Smoleńska kartofel, kurdupel, Irasaid, Borubar i alkoholik, a wrócił prezydent, mąż
stanu, patriota... KTO PODMIENIŁ CIAŁO?

Dziś mija kolejny miesiąc od katastrofy. Przyzwoitość nakazywałaby osobiście odwiedzić grób zmarłego. Tymczasem dziś, jak i w poprzednich miesiącach każdego 10 dnia, Jarosław nawet nie raczył pofatygować się do Krakowa, by złożyć kwiaty przy grobie. Za to pojawił się w miejscu, gdzie do niedawna stał krzyż i tam złożył wieniec. Rozumiem, że to w ramach polityki taniego państwa, by oszczędzić na wyjeździe. No i przy okazji pokazać się przed kamerami ciągle śledzącymi zamieszanie na placu, które to kamery nie zawsze pokazują faktyczny stan rzeczy (patrz "Solidarni 2010" Pospieszalskiego).

I tak Polska trwa w podziale od pół roku, a księża, którzy zwykle zaglądają nam do łóżek, wypowiadają się w sprawie aborcji, eutanazji i innych kwestii życia, byle by to nie była ochrona zdrowego, żyjącego człowieka - milczą. Nie są w stanie wypowiedzieć się w sprawie symbolu religii, której uczą. Ale największy kościół, czy najwyższy pomnik Jezusa na świecie chce się mieć. Ba!

Podsumowując:
Dopóki chętnych na cokoły nie ma zbyt wielu kandydatów (...) - przetrwamy

W. Młynarski.

środa, 6 października 2010

W sprawie dopalaczy - debile.

Temat na topie, no to jak tu nie wtrącić od siebie przysłowiowych "trzech groszy". Pozwolę sobie na metaforyczne ujęcie, a następnie własną całkowicie obiektywną ocenę trzech różnych punktów widzenia środowisk zaangażowanych w temat:

1. Właściciel sieci - "Sprzedam trochę dragów debilnym małolatom, wykorzystując lukę w prawie, że mogę sprzedawać legalnie przedmioty kolekcjonerskie... Oni wiedząc, że to zamiennik narkotyków, tylko pod inną nazwą, będą kupować i brać i dołączą do grona nałogowców, a ja strzepię na nich niezłą kasę. Co za cioty..."

2. Kopacz (w imieniu rządu Tuska): "Ten cwaniak zarabia, niszcząc zdrowie młodym ludziom. On jest naszym przeciwnikiem."

3. Zbulwersowani użytkownicy dopalaczy o działaniach rządu: "***** *********, jak oni ***** mogą to pozamykać, toć to ***** bezprawie, do ***** pana, pedały ******"

4. Zwykli szarzy obywatele przeciwni dopalaczom - patrz pkt. 2.

Co jest nie tak, a co w porządku jeśli chodzi o w/w stanowiska różnych stron?

Ad 1. Nic dodać, nic ująć. 100% racji. Odkąd istnieje system monetarny bogacą się najsprytniejsi, przeważnie ci, którzy potrafią od siebie uzależnić innych, przeważnie nie grzeszących intelektem. Reszta to samowystarczalne wyjątki. EOT.

Ad 2. A producenci wódki i papierosów nie są waszym przeciwnikiem? Ach tak, zapomniałem, że to zalegalizowaliście, obciążyliście dodatkowym sztucznym kosztem (akcyza, VAT) i sami na tym zarabiacie, więc to jest dobre. Niedobre natomiast jest to, że dopalaczy akcyza nie dotyczy. W wódce i papierosach znów dobre jest to, że od nich nie od razu się umiera - dużo liści tytoniu trzeba wypalić, i hektolitry wódki wypić, by pojawiły się komplikacje. Zapomnieliście o raku płuc i marskości wątroby? Widocznie tak, bo tacy klienci długo żyją i dużo kasy można zbić na ich nałogach. Po dopalaczach ostatnio ludzie umierają niemalże natychmiast i już więcej na nich się nie zarobi. Co więcej - zabójczy "Tajfun" wycofany został ze sklepów. A wódka i papierosy dalej są dostępne. Podsumowując - hipokryzja. Ale jak pokazuje historia, rząd jest w stanie wcisnąć obywatelom każdą ciemnotę w trosce o tzw. bezpieczeństwo. A ci im wierzą, mało tego - wybiorą im podobnych oszołomów na kolejną kadencję. Jak to ujął Bratko - "debile".

W tym miejscu może wspomnę, że piszę tego posta pod słabnącym wpływem kofeinowego dopalacza zwanego potocznie kawą. I tak idąc tropem rządu może też powinna być zakazana, wszakże 160 filiżanek kawy ZABIJA.

Ad 3. Znów ciśnie się na usta to, co powiedział Bratko - "debile". Ja wychodzę z założenia, że wszystkiego trzeba w życiu spróbować, ale są mniej trujące przyjemności.

Ad 4. No pomyślcie - jak inaczej ludzie, którzy nie biorą, nazwą tych co biorą? De... de... debi... TAK! Debile.... Skoro na to wpadliście, to może takimi skrajnymi debilami jednak nie jesteście, nawet jeśli bierzecie. Wy możecie brać bezpiecznie.

Podsumowując - debile i tak będą brać to, co ich otumania bez względu na to, czy będzie to legalne, czy nie. Niejeden jeszcze się przy tym zaćpa na śmierć i całe władze państwowe mogą stanąć na głowie niszcząc próby ominięcia prawa, kończące się legalnym dopuszczeniem narkotyków do obiegu. A póki nie chcą tego zrobić, lepiej niech się wezmą za skuteczne zwalczanie podziemia narkotykowego. Swoją drogą, ciekawe, która opcja bardziej uspokoi nastroje społeczne...

Pozdrawiam trzeźwo

Ł. W.