Facebook

czwartek, 21 października 2010

In-vitro

Dla niezorientowanych (choć zakładam, że nie powinni tego czytać tacy) szybka definicja, a właściwie sposób powstawania "dziecka z probówki":

Potrzebne są:
- nasienie od ojca
- komórka jajowa matki biologicznej
- grupa naukowców, którzy sztucznie połączą w/w i rozmnożą kilka zarodków
- matka, która urodzi dziecko
- (opcjonalnie) rodzice nowo narodzonego dziecka

A tak to się robi:
- pobiera się komórki od mężczyzny i kobiety (która po kuracji farmakologicznej jest w stanie wyprodukować ich więcej niż jedną)
- w laboratorium łączy się w zygotę
- zygota jest następnie rozmnażana i z każdej powstaje zarodek

- zarodki nie nadające się do dalszego rozwoju, ze względu na stwierdzone wady genetyczne są, mówiąc bez ogródek, likwidowane

- jeden z zarodków jest wszczepiany matce, która od tej pory jest nosicielką ciąży zainicjowanej zewnętrznym zapłodnieniem; dziecko przychodzi na świat w wyniku zwykłego porodu po 9 miesiącach

Tak to mniej więcej się przedstawia. A teraz do rzeczy, czyli co mnie w tym boli - głównie pretensje środowisk katolickich co do zgody in vitro z etyką.

Zabijanie. Podstawowy argument przeciw in-vitro. Chodziło o to, że giną zapłodnione żywe, komórki, a więc poczęte, ale nienarodzone jeszcze dzieci, których to tak broni kościół. Ich łatwiej bronić, bo wystarczy trochę pokrzyczeć, zaszantażować (brak chrztu, ślubu itp). Nad narodzonymi łatwiej się pochylić ze słowami "módlmy się", a jeszcze lepiej wykorzystać, za Snickersa. Narodzony człowiek z czasem ma coraz więcej do powiedzenia i o ile w porę nie zrobi mu się prania mózgu, staje się niewygodny dla kościoła.

A niewygodny dla kościoła człowiek, to człowiek myślący samodzielnie, lubiący zadawać pytania typu: czy ksiądz wie, ile on sam średnio zrzuca naskórka w ciągu życia? 19 kilogramów! Ile to było kiedyś żywych komórek... Ludobójstwo, podobnie jak kobieta wypluwająca nasienie po zaspokojeniu mężczyzny oralnie jest morderczynią (bo gdyby połknęła, byłaby kanibalem). Niestety według kościoła pojedyncza komórka nie jest człowiekiem. A wracając do zabijania kompletnych zygot - czy człowiek, który je stworzył nie powinien mieć moralnie prawa do zabicia stworzonej przez siebie istoty? Jest jej panem, dokładnie tak samo, jak Bóg, do którego wierni zwracają się "Panie". Gdy umiera człowiek wierzący, często słyszy się, że "Bóg tak chciał" (co, tak na marginesie, w przypadku tragicznych śmierci jest obłudą do kwadratu). Niech więc zabicie zygoty będzie podyktowane tym, że "człowiek tak chciał", zwłaszcza że sztucznie stworzona zygota powstaje bez udziału Boga (bo nie powstała w wyniku aktu płciowego, będącego przejawem miłości kobiety i mężczyzny, a tylko takie poczęcie "podoba się Bogu"). Po co wpychać na siłę religię do nauki? Kościół to usilnie robi, szukając argumentów przeciw in vitro. Oto i kolejny.

Ustalenie rodzicielstwa. Kim są zdaniem kościoła rodzice dziecka "z probówki"? Ojcem jest dawca nasienia - bez wątpienia jedna osoba. Z matką sprawa jest bardziej skomplikowana - bezpłodna matka, pragnąca mieć dziecko;matka nosicielka, której zadaniem jest wydanie na świat potomka, i opcjonalna - zastępcza, która będzie miała znaczenie w przypadku, gdy matka nosicielka nie zgodzi się na zabicie pozostałych zygot.

Z rodzicielstwem dziecka poczętego "po bożemu" sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Ojcowie: biologiczny, chrzestny, Bóg Ojciec (ewentualnie wszystkie 3 osoby boskie), Ojciec Święty zwany Papieżem. Matki: biologiczna, chrzestna.

Podsumowując, żeby się nie zgubić:

In vitro: dwie lub trzy matki, jeden ojciec, który w dodatku często pozostaje anonimowy, jeśli nasienie przekazuje specjalny bank je przechowujący.

Naturalne poczęcie: dwie matki, od 4 do 6 ojców, z których w jednego (a nawet jego 3 osoby) musisz wierzyć, inaczej spłoniesz w piekle, a drugi jest wybierany w drodze pontyfikatu.

Proponuję więc najpierw usunąć belkę z własnego oka, zanim się dostrzeże drzazgę w cudzym.

Pozdrawiam

AKTUALIZACJA!

LINK: Komentarz pierwszej ateistki RP - prof. Joanny Senyszyn

1 komentarz:

  1. Tak na to nigdy nie patrzyłam. Takich szczególików nie zauważyłam.

    No cóż wiesz, na obłudzie często świat stoi...jeśli mld ludzi tak wygodnie i bezpiecznie to czemu nie przyzwolić na ich wiarę w tę czy inną religię? Może potrzebują tego "Pana" by mieć jakiś tam psychiczny spokój, że "to wszystko ma jakiś większy sens i wyższy cel" a nie tylko życie jest wynikiem procesów jakie zaszły, zachodzą i zajdą...

    Co do in vitro... jestem jeszcze na etapie ustalenia, w którym to momencie JA traktuję zapłodnioną komórkę jako żywą istotę, czy dopiero w chwili porodu czy w chwili zapłodnienia...a później pomyślę czy zgadzam się na in vitro...choć już dziś mogę powiedzieć, że nie mam nic przeciwko temu by para, która pragnie a nie może, mogła za małą lub większą pomocą nauki doczekać się potomstwa... z drugiej strony nienawidzę ludzi za to, że dzieci innych par, które niechciane trafiają do DD...są dla nich obce...że najważniejszy jest fakt przynależności, własności, bo co moje to moje, moja krew...a tyle dzieci czeka na miłość, zrozumienie i akceptację...ja sama mam w domu dwójkę nie swoich i co z tego? Kocham je i uważam za tylko moje.

    OdpowiedzUsuń