Facebook

sobota, 6 października 2012

Danse macabre

Dziś mocno metaforycznie. Duch ze smoleńska mimo upływu niespełna dwóch lat od katastrofy, wciąż żyje. Zdawałoby się, że po posiedzeniach komisji Millera i Macierewicza wszystko już jest jasne jak słońce. Jednak po takim przeciągnięciu sprawy w czasie i szumie medialnym, jaki wokół niej powstał, ani nikogo nie obchodzi co naprawdę było przyczyną katastrofy, ani tak naprawdę nie wiadomo, do czego obie komisje doszły. Najgłośniej było o brzozie. Pewnikiem natomiast w Katyniu byli Polacy, którzy zginęli od strzału w tył głowy.

Nie spodziewam się, aby w innej atmosferze zakończyła się zapowiedziana przez Dariusza Fedorowicza (brata jednej z ofiar 10 kwietnia) "masowa ekshumacja" ciał ofiar katastrofy. Niczym Chochoł z "Wesela" Wyspiańskiego, Fedorowicz rzucił zaklęciem, próbując porwać naród do swoistego tańca śmierci. Jednak PiS nie wykorzystuje tego w należyty sposób. Jedyne na co stać środowiska związane z opozycją to chocholi taniec na grobach, do którego dał wyraźny sygnał, i formowanie "gabinetu cieni" Glińskiego.

Nie tak dawno na ulicę wyszli warszawscy wyznawcy toruńskiego Chochoła Rydzyka, Przewodził im Chochoł Jarosław Kaczyński, który nie mogąc wyjść z podziwu dla polityki swojego brata Lecha, dla którego wszyscy byli równi, nawoływał "Obudź się Polsko" (sic!). Tym razem, nie mając nic już do powiedzenia, postanowił, z faszystowskimi hasłami na ustach, zabrać głos w sprawie równego traktowania Rydzyka w dostępie do multipleksu. Otóż, zrównać wszystkich ze sobą może najwyżej śmierć, tak jak to zrobiła w Smoleńsku. Tymczasem i tym zmarłym osobom i ich rodzinom próbuje się zakłócić doczesny spokój, o czym już w najwyższych szeregach PiS-u się nie mówi. Dla nich widocznie normalne jest, że prezydent spoczywa na wawelu, jego symboliczny grób jest na cmentarzu, a prezes składa wieńce na placu pod jego biurem. W tym absurdzie jest coś, czego wydają się nie dostrzegać pozostali. Nie żebym zaraz popierał Jarosława Kaczyńskiego, ale od zarania dziejów chrześcijaństwa nauczano, że wymiar cielesny człowieka nieistotny. Ciało po śmierci ginie, rozpada się, dusza jest nieśmiertelna i to o niej pamięć należy zachować czcząc zmarłych. Tymczasem wokół tej całej afery ekshumacyjnej chodzi o ciała, a raczej ich kawałki, których nawet nie było jak ubrać w garnitur. Co prawda Fedorowicz twierdzi inaczej, ale nawet jeśli faktycznie mówi co myśli, to tym bardziej jest w błędzie. Przyczyna katastrofy została już dawno wyjaśniona.

Tymczasem naród znajdujący się poza stolicą, będący w dylemacie pomiędzy rządem sprzyjającym aferzystom, a opozycji lubującej się w śmierci i odorze rozkładających się zwłok, sam już nie wie, co robić. W sondażach, jak parę lat wstecz, znów pojawiły się wyniki przemawiające na korzyść tych drugich. Co prawda do wyborów jeszcze trochę, PiS po trupach wszedł na szczyt, ale nie sztuką będzie go utrzymać. Sztuką będzie z niego nie spaść.

W tym bałaganie pora dać szansę innym, chcącym w tym kraju naprawdę coś zrobić, a nie w kółko karmić to jedne to drugie świnie przy korycie. Inaczej wszystko będzie jak do tej pory, a słowa "Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur" przywołane ponownie z "Wesela" staną się po raz kolejny aktualne.

Kończąc pozdrawiam autora metafory o świniach i życzę powodzenia w wyborach, kiedy by one nie były. Inaczej ciągle będziemy tańczyć za Chochołami.

sobota, 15 września 2012

Do trzech razy sztuka

Zdawałoby się, że blog umrze śmiercią naturalną, ale jednak nie. Jest nadal w sieci i fakt, że nic się na nim nie ukazywało, w pewnym sensie jest pocieszający. Z jednej strony nie było tematów, do których przywiązywałbym aż tak wielką wagę, żeby nadmiernie się rozpisywać. Z drugiej strony, gdy zdecydowałem się zabrać głos w dyskusji na dany temat, nie mając szczególnie dużo do powiedzenia, to korzystałem z opcji dostępnej pod artykułami.

I wszystko byłoby do tej pory bez zmian, gdyby nie zaobserwowana przeze mnie upowszechniająca się stronnicza postawa osób, które powinny być w dyskusji absolutnie bezstronne. Tomasz Lis już zdążył srodze oberwać od internautów, za wyraźne opowiedzenie się po stronie swoich niepełnosprawnych gości, stawiając Janusza Korwina-Mikke pod ścianą w roli faszysty. Choć bał się tego powiedzieć wprost. Monika Olejnik się nie bała. Czym to się skończy - Janusz Korwin-Mikke wyraźnie powiedział - pod sąd. Choćby i na dwa tygodnie.

Nie mniej bezstronni są moderatorzy for dyskusyjnych pod artykułami w internecie. Z tą jedną różnicą, że z nimi w ogóle nie da się dyskutować. Bez słowa wyjaśnienia wypowiedź jest wyrzucana, a jako uzasadnienie podaje się "złamanie regulaminu forum". I nikt mi nie umie powiedzieć dlaczego! Przecież ani tam przekląłem, ani nie zwyzywałem. Trzykrotnie, bo tyle razy wysyłałem ten komentarz, po każdorazowym usunięciu.

Krótko mówiąc, poprzez skasowanie komentarza do artykułu o wyroku za naruszenie nietykalności cielesnej, co jest egzekwowane prawnie, naruszona została, na mocy jakiegoś śmiesznego regulaminu korzystania z serwisu, moja wolność do swobody wypowiedzi, gwarantowana mi również prawnie - konstytucyjnie! Czym jest regulamin serwisu, jakich w sieci tysiące, w stosunku do jedynego dokumentu o najwyższej mocy prawnej w państwie? Tak, niczym.

Niniejszym od dnia wczorajszego moje konto na Wirtualnej Polsce przestało istnieć. Zdecydowałem zerwać z odwiedzaniem serwisu, który udostępniając internautom miejsce do dyskusji sam staje się jej stroną. O ile artykuły pisane przez dziennikarzy są subiektywne, to moderatorzy wydają się wyraźnie stronniczy. Zatem przytoczę, pozwalając sobie na nieznaczne rozwinięcie tego, co zawarłem w usuniętym komentarzu. Pisząc komentarz pod artykułem wyraźnie od początku zaznaczyłem, że jestem po stronie sądu, ponieważ uważam, że nauczyciel de facto naruszył nietykalność cielesną ucznia. Nie uważam natomiast że niedokończone słowo jest przekleństwem. Nie można uznać słowa za "słowo powszechnie uznane za niecenzuralne", jeśli ono w padło tylko w połowie!

Pewien amerykański psycholog stworzył krótki test pozwalający wykrywać potencjalnych zabójców.

Na pogrzebie swojej matki spotyka chłopaka, którego wcześniej nigdy nie widziała. Nieoczekiwanie dostrzega w nim mężczyznę swego życia i w tym samym dniu zakochuje się. Kilka dni później dziewczyna zabija swoją siostrę.

Pytanie: Jaki jest powód zabicia własnej siostry?
Odpowiedź: Miała nadzieję, że ten chłopak znowu pojawi się na pogrzebie.

Jeśli odpowiedziałeś zgodnie, to masz w sobie zadatki na psychopatycznego mordercę. I jak w świetle tego psychotestu wygląda nauczyciel WF-u? Bladziutko. Jest tyle słów na "pier-", czy "kur-" w języku polskim i nauczyciel musiał akurat skojarzyć je z przekleństwem. Skoro tak to dysponuje niezwykle ubogim zasobem słownictwa. Ale przecież to tylko nauczyciel WF. Co więcej dał niezwykły popis swojego opanowania, rzucając się na ucznia, który kopnął tylko materac. A mógł zabić!

Analogiczny test dla tego nauczyciela z artykułu mógłby wyglądać tak. Dokończ wyrazy:

Kur...
Spier...
Wypier...
A następnie wskaż z jakim prawdopodobieństwem wyżej wspomniany nauczyciel wymieni wyrazy takie jak: "kurtyna", "spierzchnięty", "wypierz" (tryb rozkazujący, od "prać", gdyby ktoś się dziwił)

Japierdolejcie mi wódki. Dziękuję za uwagę

niedziela, 5 lutego 2012

Homo homini lupus est

Wyjaśniła się sprawa, która od początku wstrząsnęła Polską. Półroczna Magda z Sosnowca nie żyje, a ciałem zajęła się zszokowana matka dziewczynki. Sprawę wyjaśnił prywatny detektyw, zostawiając policję daleko w tyle. A przecież policja tyle zrobiła w tej sprawie! Rozwiesili tysiące ulotek, podwyższali kilkakrotnie znaleźne (była mowa nawet o 130 tys. zł dla tego, kto wskaże, gdzie jest dziecko). Poza tym prowadzili tajne działania operacyjne, tak tajne, że nawet sami o nich nie wiedzieli. Miliony złotych z kieszeni podatników poszły, jak krew w piach. A tu proszę, zagadkę w kilka dni, z wielkim medialnym hukiem, rozwiązuje zwykły człowiek, wynajęty chyba nawet za darmo. Facet powinien dostać nagrodę od policji za to, że jako zwykły obywatel rozwiązał zagadkę. Obruszona obnażeniem swojej bezradności policja jednak nigdy nie przyzna się do tego, że została ośmieszona przez jednego człowieka. Mało tego, spodziewam się, że w odwecie z jeszcze większą zajadłością będą wlepiać mandaty na prawo i lewo, nie odpuszczając nawet 100 złotych za zatrzymanie pijaczka na dzielnicy. W końcu trzeba uleczyć chorą ambicję, a koszta rozwieszonych ulotek muszą z czegoś się zwrócić. Wierzę, że słowo, jakiego szukacie w tej chwili do streszczenia tej sytuacji brzmi "OWNED!". Skuteczność i PR Rutkowskiego absolutnie jednak nie robią wrażenia na naszym umiłowanym rządzie. Rząd nie znosi konkurencji. Świadczą o tym niezliczone komentarze pod adresem Krzysztofa Rutkowskiego, padające z ust polityków. Jak na ironię PR Rutkowskiego pierwszy skrytykował... rzecznik rządu Paweł Graś. Tak, to nie pomyłka... Facet odpowiedzialny za PR rządu, krytykuje PR detektywa. Oby i po tych wypowiedziach serwis www.pawelgras.pl nie spotkał się przypadkiem z "ogromnym zainteresowaniem internautów". Pojawiające się zarzuty, jakoby podstawienie fałszywych świadków w celu złamania Katarzyny W. było nieetyczną zagrywką są po prostu śmieszne. Bo chyba nie powiecie mi, że kontrolowane wręczenia łapówek pod okiem CBA, są etyczne? Mało tego, Rutkowskiemu zarzuca się, że nie ma licencji. A czy kierowca, który utracił prawo jazdy, nagle traci fizyczną zdolność prowadzenia samochodu? Wyobraźcie sobie sytuację. Jedzie dwóch ludzi, kobieta w ciąży i mężczyzna. Ona prowadzi, bo on ostatnio za jazdę po pijanemu utracił prawo jazdy. Nagle ona w wyniku nagłych skurczów porodowych słabnie, ostatecznie traci przytomność, grozi jej nawet śmierć (wiem, za dużo "M jak Miłość" i przeróbek scen Hanki ginącej w kartonach). Mąż musi poprowadzić samochód do najbliższego szpitala, albo wezwać karetkę do żony. Jednak nijak nie jest w stanie określić gdzie są. Musi liczyć na to, że jadąc przed siebie trafi do ludzi, którzy mu pomogą, jednak nie może tego zrobić, bo nie ma prawa jazdy. I co wtedy powie żonie - "NIE MAM LICENCJI, SORRY"?... Brak licencji nie pozbawia absolutnie Rutkowskiego solidnej głowy na karku i efektywności, co był w stanie udowodnić. Działał w granicy, w jakiej może działać, nie mając papieru na wykonywanie swojej roboty. Sprawę rozwiązał, a o to przecież chodziło. Happy endu nie było, ale sprawa wyjaśniona. Magdzie życia się nie wróci, ale dyskusyjną kwestią jest za to dalszy los Katarzyny W. Internautki, o przepraszam, kobiety korzystające z Internetu, najchętniej wymierzałyby karę śmierci. Bez zastanowienia rzucają epitetami w jej stronę. Klawiatura w ich rękach jest bardzo wygodnym narzędziem wymierzania sprawiedliwości. A pomyślcie, ale tak szczerze, zanim naciśniecie jakikolwiek klawisz - Co wy byście zrobiły w panice? W strachu przed reakcją męża, przed samą sobą. Nigdy nie wiecie, co byście zrobiły w tej sytuacji. Na tą decyzję, w dodatku podjętą w afekcie, Katarzyna miała ułamek sekundy, ciało Magdy jeszcze nawet nie przeszło sekcji, a wy już wsadzacie matkę do więzienia, tak średnio na 50-55 lat (bo jeśli wierzyć danym GUS o średniej długości życia w naszym kraju, to tyle jej jeszcze właśnie zostało). Są w życiu pewne chwile, gdy trzeba podjąć decyzję, z których żadna nie jest dobra. Pomyślcie nad tym... -- Na koniec jeszcze mała dygresja a propos "internauty", którego pojęcie się pojawiło w tekście. Nie ma czegoś takiego jak "internauta". Pojęcie to było bardziej trafne, gdy internet miała jedna osoba na 100. Tak jak tylko nieliczni przechodzą w NASA testy i zostają "astronautami", tak kiedyś, zostawało się "internautą", gdy był to luksus nie dla wszystkich dostępny. Dziś z racji upowszechnienia się dostępu do Internetu nie ma już "internautów", są "ludzie korzystający z Internetu". W tej definicji widać bardzo wyraźnie, że są to ludzie. Tymczasem wszelkie organizacje popierające ACTA traktują "ludzi", jako zło konieczne, piratów, złodziei, kryminalistów. Do więzienia za MP3-jkę. Ściągniętą, skopiowaną, a nie ukradzioną z Internetu, do którego prawo posiadania i kontroli przepływu treści, uzurpuje sobie każdy rząd, który podpisze i ratyfikuje ten kontrowersyjny dokument. Internet nie ma właściciela jako takiego. Poza tym dlaczego mam płacić za to, co mogę ściągnąć z sieci, skoro już płacę za sam dostęp do niej?

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Chaos A. D. - SOPA, PIPA i ACTA

SOPA, ACTA, PIPA... W ostatnich dniach chyba nie znalazłby się internauta, który śledząc jeszcze działające serwisy internetowe, nie spotkał się z tymi skrótami. Jeśli nie wiesz, czym są w/w skróty, to przed dalszą lekturą polecam filmik: Dokształconych powyższym filmikiem, jak i świadomych od początku zagrożenia, jakie niesie ze sobą ACTA zapraszam dalej. Jednak tu też mogą pojawić się pewne przemyślenia, które wielu z nas miało na temat ACTA. Z jednej strony czytając tekst ma się wrażenie, że wszystko jest ok, że skąd te protesty, aż się chce samemu podpisać po tym czymś, bo w końcu ktoś zamierza zrobić porządek z podrobionymi towarami. Z drugiej jednak strony, znaleźli się ludzie, którzy nie ufają zbytnio mocno niejednoznacznemu językowi prawniczemu. Nie bez powodu powstało powiedzenie, że interpretacji tekstu prawniczego jest tyle, ilu jest prawników. Jednak niezadowolonych z konsekwencji ACTA hakerów było więcej i wkrótce wszystkie ważne światowe serwisy rządowe padały jak muchy. Słynne TANGO DOWN na twitterze anonimowych powtórzyło się wielokrotnie. Tak, jak jak ACTA próbuje mydlić oczy i rozmywać wiele istotnych spraw, tak samo politycy, w szczególności rzecznik rządu Paweł Graś również próbował. Jednak jego próba wmówienia ludziom, że na wieść o ACTA nagle wszyscy się rzucili na stronę sejmową, by czegoś więcej się dowiedzieć i w wyniku masowych odwiedzin strona padła, była - delikatnie mówiąc - żałosna. Swoim brakiem kompetencji wykrakał sobie prezent od Anonimowych pt. www.pawelgras.pl - TANGO DOWN. Zabawnie wyglądało to na głównej stronie RMF24, gdzie praktycznie obok siebie były wywiad z rzecznikiem rządu i administratorem sieci komputerowej specjalistą z centrum danych. Mówili skrajnie różne rzeczy. Komu wierzyć? Bardziej doświadczonemu oczywiście. Nie ujmuję panu Grasiowi doświadczenia, tylko niestety nie w dziedzinie informatyki jest doświadczony. Za to na słodkim pierdzeniu i robieniu z narodu idiotów zna się wybitnie. Nie chce mi się wierzyć, że tłumy ludzi odwiedzały witrynę sejmową w środku karnawału. Tym bardziej mało prawdopodobny jest losowy pad serwera podczas gdy padają niemal równocześnie serwery innych polskich, a nawet światowych organizacji. RIA, MPAA, Universal - TANGO DOWN. Ale cóż, panie Graś, jak to mówią "Lepiej milczeć, narażając się na podejrzenie o głupotę, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości". Ataki nie pomogły. ACTA zostanie podpisana. I w tym momencie też rząd mąci obywatelom w głowie, bo podpisanie nie oznacza jeszcze ostatecznej ratyfikacji. Nie jestem prawnikiem, nie muszę się na tym znać, ale jeżeli jest jakieś sensowne wytłumaczenie, po co najpierw podpisać dokument, a potem mieć możliwość nieratyfikowania go, to byłbym wdzięczny za oświecenie. Jeśli podpisali, to niemal pewne jest, że go ratyfikują i wejdzie w życie. Nie chciałbym być wtedy w skórze rządzących... Przypomnijcie sobie zamieszczony na górze filmik. Nie ufajcie tym, którzy tłumaczą to bezpieczeństwem.
Ci którzy rezygnują z Wolności w imię bezpieczeństwa, nie zasługują na żadne z nich. Thomas Jefferson
PS. Jeżeli jest coś sensownego w zapisach ACTA, to to, że interesy koncernów przestanie reprezentować Policja, która może w końcu się zajmie faktyczną ochroną obywateli gdy tego potrzebują. Koncerny mają prawników od dochodzenia swoich interesów. PS2. Gdzie jest Jarosław Kaczyński i jego okrzyki o zamach na polską demokrację, podczas gdy faktycznie taki ma miejsce, a nie gdy sobie to sobie sam uroił? Być może cieszy się na myśl, że ACTA pozwoli mu zamykać opluwaczy PiS-u.