Facebook

niedziela, 5 lutego 2012

Homo homini lupus est

Wyjaśniła się sprawa, która od początku wstrząsnęła Polską. Półroczna Magda z Sosnowca nie żyje, a ciałem zajęła się zszokowana matka dziewczynki. Sprawę wyjaśnił prywatny detektyw, zostawiając policję daleko w tyle. A przecież policja tyle zrobiła w tej sprawie! Rozwiesili tysiące ulotek, podwyższali kilkakrotnie znaleźne (była mowa nawet o 130 tys. zł dla tego, kto wskaże, gdzie jest dziecko). Poza tym prowadzili tajne działania operacyjne, tak tajne, że nawet sami o nich nie wiedzieli. Miliony złotych z kieszeni podatników poszły, jak krew w piach. A tu proszę, zagadkę w kilka dni, z wielkim medialnym hukiem, rozwiązuje zwykły człowiek, wynajęty chyba nawet za darmo. Facet powinien dostać nagrodę od policji za to, że jako zwykły obywatel rozwiązał zagadkę. Obruszona obnażeniem swojej bezradności policja jednak nigdy nie przyzna się do tego, że została ośmieszona przez jednego człowieka. Mało tego, spodziewam się, że w odwecie z jeszcze większą zajadłością będą wlepiać mandaty na prawo i lewo, nie odpuszczając nawet 100 złotych za zatrzymanie pijaczka na dzielnicy. W końcu trzeba uleczyć chorą ambicję, a koszta rozwieszonych ulotek muszą z czegoś się zwrócić. Wierzę, że słowo, jakiego szukacie w tej chwili do streszczenia tej sytuacji brzmi "OWNED!". Skuteczność i PR Rutkowskiego absolutnie jednak nie robią wrażenia na naszym umiłowanym rządzie. Rząd nie znosi konkurencji. Świadczą o tym niezliczone komentarze pod adresem Krzysztofa Rutkowskiego, padające z ust polityków. Jak na ironię PR Rutkowskiego pierwszy skrytykował... rzecznik rządu Paweł Graś. Tak, to nie pomyłka... Facet odpowiedzialny za PR rządu, krytykuje PR detektywa. Oby i po tych wypowiedziach serwis www.pawelgras.pl nie spotkał się przypadkiem z "ogromnym zainteresowaniem internautów". Pojawiające się zarzuty, jakoby podstawienie fałszywych świadków w celu złamania Katarzyny W. było nieetyczną zagrywką są po prostu śmieszne. Bo chyba nie powiecie mi, że kontrolowane wręczenia łapówek pod okiem CBA, są etyczne? Mało tego, Rutkowskiemu zarzuca się, że nie ma licencji. A czy kierowca, który utracił prawo jazdy, nagle traci fizyczną zdolność prowadzenia samochodu? Wyobraźcie sobie sytuację. Jedzie dwóch ludzi, kobieta w ciąży i mężczyzna. Ona prowadzi, bo on ostatnio za jazdę po pijanemu utracił prawo jazdy. Nagle ona w wyniku nagłych skurczów porodowych słabnie, ostatecznie traci przytomność, grozi jej nawet śmierć (wiem, za dużo "M jak Miłość" i przeróbek scen Hanki ginącej w kartonach). Mąż musi poprowadzić samochód do najbliższego szpitala, albo wezwać karetkę do żony. Jednak nijak nie jest w stanie określić gdzie są. Musi liczyć na to, że jadąc przed siebie trafi do ludzi, którzy mu pomogą, jednak nie może tego zrobić, bo nie ma prawa jazdy. I co wtedy powie żonie - "NIE MAM LICENCJI, SORRY"?... Brak licencji nie pozbawia absolutnie Rutkowskiego solidnej głowy na karku i efektywności, co był w stanie udowodnić. Działał w granicy, w jakiej może działać, nie mając papieru na wykonywanie swojej roboty. Sprawę rozwiązał, a o to przecież chodziło. Happy endu nie było, ale sprawa wyjaśniona. Magdzie życia się nie wróci, ale dyskusyjną kwestią jest za to dalszy los Katarzyny W. Internautki, o przepraszam, kobiety korzystające z Internetu, najchętniej wymierzałyby karę śmierci. Bez zastanowienia rzucają epitetami w jej stronę. Klawiatura w ich rękach jest bardzo wygodnym narzędziem wymierzania sprawiedliwości. A pomyślcie, ale tak szczerze, zanim naciśniecie jakikolwiek klawisz - Co wy byście zrobiły w panice? W strachu przed reakcją męża, przed samą sobą. Nigdy nie wiecie, co byście zrobiły w tej sytuacji. Na tą decyzję, w dodatku podjętą w afekcie, Katarzyna miała ułamek sekundy, ciało Magdy jeszcze nawet nie przeszło sekcji, a wy już wsadzacie matkę do więzienia, tak średnio na 50-55 lat (bo jeśli wierzyć danym GUS o średniej długości życia w naszym kraju, to tyle jej jeszcze właśnie zostało). Są w życiu pewne chwile, gdy trzeba podjąć decyzję, z których żadna nie jest dobra. Pomyślcie nad tym... -- Na koniec jeszcze mała dygresja a propos "internauty", którego pojęcie się pojawiło w tekście. Nie ma czegoś takiego jak "internauta". Pojęcie to było bardziej trafne, gdy internet miała jedna osoba na 100. Tak jak tylko nieliczni przechodzą w NASA testy i zostają "astronautami", tak kiedyś, zostawało się "internautą", gdy był to luksus nie dla wszystkich dostępny. Dziś z racji upowszechnienia się dostępu do Internetu nie ma już "internautów", są "ludzie korzystający z Internetu". W tej definicji widać bardzo wyraźnie, że są to ludzie. Tymczasem wszelkie organizacje popierające ACTA traktują "ludzi", jako zło konieczne, piratów, złodziei, kryminalistów. Do więzienia za MP3-jkę. Ściągniętą, skopiowaną, a nie ukradzioną z Internetu, do którego prawo posiadania i kontroli przepływu treści, uzurpuje sobie każdy rząd, który podpisze i ratyfikuje ten kontrowersyjny dokument. Internet nie ma właściciela jako takiego. Poza tym dlaczego mam płacić za to, co mogę ściągnąć z sieci, skoro już płacę za sam dostęp do niej?